Koniec ery lektorów
Koniec ery lektorów
Koniec ery lektorów
Paweł T. Felis
Przekrój 12/2004, str. 86-87
Polacy kochają filmowych lektorów - jako jedni z nielicznych. Ale coraz mniej. Jak długo przetrwa ten zawód?
W najważniejszych polskich telewizjach wciąż słychać te same nazwiska lektorów czytających filmy. Ale nie ma wśród nich Jana Suzina (od lat na emeryturze), sporadycznie pojawia się bas Ksawerego Jasieńskiego, którego warszawiacy słyszą codziennie w metrze. Nie chodzi tylko o wiek - w końcu Lucjan Szołajski, który pracuje od lat 50. Wciąż zapisuje w kalendarzu nowe zlecenia. To polityka telewizji, które nie chcą już lektorów wyrazistych i rozpoznawalnych. - Skończyła się era wielkich głosów - przyznaje Grzegorz Kacprzak z PaanFilm Studio. - Dziś lektor musi być ''przezroczysty".
Młodość bywa wadą
Ofiarą polityki bezbarwności jest nestor wśród polskich ''czytacz'' Tomasz Knapik. - Nie lubią go w publicznej telewizji, bo jego chrypka za bardzo się narzuca - mówi pracownik studia opracowującego dźwięk dla kilku stacji. Jeśli do czytania filmów, reklam, teleturniejów i zapowiedzi programów wyłuskuje się głosy nowe, to właśnie miłe, neutralne i sprawne dykcyjnie. Najchętniej wśród młodych aktorów, takich jak Andrzej Zieliński (doktor Pawica z ''Na dobre i na złe''), Tomasz Bednarek (Jacek z ''Klanu'') czy Łukasz Nowicki. Ale młodość bywa wadą. - Przeczytałem ostatnio ''Anatomię morderstwa'' dla jednej z telewizji, ale mój głos odrzucili. Chcieli kogoś starszego - opowiada Radosław Popłonikowski (Józek z ''Plebanii''). Niektóre stacje, jak Ale Kino!, mają ''swoich'' lektorów. Z innymi współpracować nie chcą. W środowisku obowiązuje hierarchia: pierwsza liga (8-10 osób) ma monopol na TVP, TVN, Canal+, Ale Kino! i HBO, liga druga czyta do Romantiki, Tele 5 i Polonii 1. - To nie zmowa kolesiów. Wyodrębniła się po prostu grupa profesjonalistów - twierdzi Wojciech Graf, koordynator polskich wersji językowych w HBO.
Do pierwszej ligi dostać się jednak niełatwo. Problemy miał z tym Piotr Borowiec krytykowany ostro kilka lat temu przez fachowców i widzów. - Nie poddał się - mówi Kacprzak. - Brał lekcje, ćwiczył warsztat. Dziś jego dziennikarski głos słychać w każdej niemal stacji.
Emeryci protestują
Tak, to socjalistyczna prowizorka - mówi o swojej pracy znany i zapracowany lektor, ale zastrzega, że nazwiska nie ujawni. - Ten dziwaczny i podtrzymywany jedynie w Polsce i Rosji system ''czytaczy'' nie będzie trwał wiecznie, ale rewolucji już nie dożyję - na to trzeba przynajmniej 50 lat.
Otwartej wojny z ''szeptankami'', jak nazywa się w telewizyjnym slangu dialogi czytane przez lektorów, telewizje boją się jak ognia. Emisja ''Hamleta'' z napisami w publicznej telewizji w latach 70. skończyła się protestami emerytów, że nikt nie szanuje ich słabego wzroku. Kiedy dziewięć lat temu ruszała polska wersja Canal+, w 95 procentach miała emitować filmy w wersji dubbingowanej. W filmie ''Thelma i Louis'' zamiast Susan Sarandon i Geeny Davis odzywały się Adrianna Biedrzyńska i Maria Pakulnis, Krzysztof Gosztyła zastąpił Gerarda Depardieu, a Jerzy Kamas - Seana Connery’ego. Na krótko. ''To horror!'' -posypała się lawina krytyk. - Musieliśmy się poddać - przyznaje Beata Ryczkowska, dyrektor programowy Canal+ i Cyfry+
Wayne: ''Hande hoch!''
Powszechny dubbing w telewizji nie ma w Polsce szans. Po części to uraz z lat 80., kiedy Winnetou, Sylvester Stallone, ale i John Wayne wyrzucali z siebie ''Halt'' i ''Hande hoch'' - na rynek wideo trafiały bowiem najczęściej niemieckojęzyczne wersje amerykańskich filmów. Polacy przyzwyczajeni są też do dubbingowej bylejakości - w telewizyjnym pośpiechu nie ma czasu na mistrzowskie głosowe kreacje, jakie w zamierzchłych czasach w dubbingowanych serialach tworzyli Aleksandra Śląska (''Elżbieta, królowa Anglii'') i Stanisław Brejdygant (''Ja, Klaudiusz'').
We Francji czy w Niemczech dubbing funkcjonuje w telewizji, ale i kinach - widzowie są do niego przyzwyczajeni, a opracowanie filmów jest tańsze. W Polsce kultury dubbingowej nie ma - bliżej nam do Szwecji czy Holandii, gdzie większość obcojęzycznych filmów (i w kinach, i w telewizji) emituje się z napisami. Tym bardziej że nasza sympatia do napisów rośnie. Jeszcze dziewięć lat temu (sondaż SMG/KRC) akceptowało je zaledwie 8 procent badanych, a w 2003 roku (sondaż Pentoru) - 25 procent.
To zasługa kin, płyt DVD, które umożliwiają oglądanie filmów z polskim tekstem, oraz Internetu (tu pirackim produkcjom towarzyszy rynek pirackich tłumaczeń i napisów). Niemałą rolę odegrał też Canal+, który znów - jak w przypadku dubbingu - wyszedł przed szereg. Po starcie cyfrowej platformy był pierwszą stacją, która dała widzom wybór: filmy mogą oglądać albo w wersji oryginalnej, albo z napisami, albo z lektorem. Tak zwane podpisane poniedziałki uruchomiło też HBO. - Domagali się tego widzowie - przyznaje Agnieszka Niburska z HBO. - Już teraz abonenci Cyfry+ i ''kablówek'' Aster mogą wybierać między wersją z lektorem lub oryginalną.
Według zwolenników napisów z nowej drogi nie da się zawrócić. Krytycy twierdzą, że w Polsce napisy nigdy się nie przyjmą. - Polskiego widza można określić krótko: ''telesłuchacz'' - uważa Wojciech Graf. - Niby patrzy w ekran, ale lubi jednocześnie poczytać gazetę, wyjść do kuchni. Bez lektora zginie.
Paweł T. Felis
Przekrój 12/2004, str. 86-87
Polacy kochają filmowych lektorów - jako jedni z nielicznych. Ale coraz mniej. Jak długo przetrwa ten zawód?
W najważniejszych polskich telewizjach wciąż słychać te same nazwiska lektorów czytających filmy. Ale nie ma wśród nich Jana Suzina (od lat na emeryturze), sporadycznie pojawia się bas Ksawerego Jasieńskiego, którego warszawiacy słyszą codziennie w metrze. Nie chodzi tylko o wiek - w końcu Lucjan Szołajski, który pracuje od lat 50. Wciąż zapisuje w kalendarzu nowe zlecenia. To polityka telewizji, które nie chcą już lektorów wyrazistych i rozpoznawalnych. - Skończyła się era wielkich głosów - przyznaje Grzegorz Kacprzak z PaanFilm Studio. - Dziś lektor musi być ''przezroczysty".
Młodość bywa wadą
Ofiarą polityki bezbarwności jest nestor wśród polskich ''czytacz'' Tomasz Knapik. - Nie lubią go w publicznej telewizji, bo jego chrypka za bardzo się narzuca - mówi pracownik studia opracowującego dźwięk dla kilku stacji. Jeśli do czytania filmów, reklam, teleturniejów i zapowiedzi programów wyłuskuje się głosy nowe, to właśnie miłe, neutralne i sprawne dykcyjnie. Najchętniej wśród młodych aktorów, takich jak Andrzej Zieliński (doktor Pawica z ''Na dobre i na złe''), Tomasz Bednarek (Jacek z ''Klanu'') czy Łukasz Nowicki. Ale młodość bywa wadą. - Przeczytałem ostatnio ''Anatomię morderstwa'' dla jednej z telewizji, ale mój głos odrzucili. Chcieli kogoś starszego - opowiada Radosław Popłonikowski (Józek z ''Plebanii''). Niektóre stacje, jak Ale Kino!, mają ''swoich'' lektorów. Z innymi współpracować nie chcą. W środowisku obowiązuje hierarchia: pierwsza liga (8-10 osób) ma monopol na TVP, TVN, Canal+, Ale Kino! i HBO, liga druga czyta do Romantiki, Tele 5 i Polonii 1. - To nie zmowa kolesiów. Wyodrębniła się po prostu grupa profesjonalistów - twierdzi Wojciech Graf, koordynator polskich wersji językowych w HBO.
Do pierwszej ligi dostać się jednak niełatwo. Problemy miał z tym Piotr Borowiec krytykowany ostro kilka lat temu przez fachowców i widzów. - Nie poddał się - mówi Kacprzak. - Brał lekcje, ćwiczył warsztat. Dziś jego dziennikarski głos słychać w każdej niemal stacji.
Emeryci protestują
Tak, to socjalistyczna prowizorka - mówi o swojej pracy znany i zapracowany lektor, ale zastrzega, że nazwiska nie ujawni. - Ten dziwaczny i podtrzymywany jedynie w Polsce i Rosji system ''czytaczy'' nie będzie trwał wiecznie, ale rewolucji już nie dożyję - na to trzeba przynajmniej 50 lat.
Otwartej wojny z ''szeptankami'', jak nazywa się w telewizyjnym slangu dialogi czytane przez lektorów, telewizje boją się jak ognia. Emisja ''Hamleta'' z napisami w publicznej telewizji w latach 70. skończyła się protestami emerytów, że nikt nie szanuje ich słabego wzroku. Kiedy dziewięć lat temu ruszała polska wersja Canal+, w 95 procentach miała emitować filmy w wersji dubbingowanej. W filmie ''Thelma i Louis'' zamiast Susan Sarandon i Geeny Davis odzywały się Adrianna Biedrzyńska i Maria Pakulnis, Krzysztof Gosztyła zastąpił Gerarda Depardieu, a Jerzy Kamas - Seana Connery’ego. Na krótko. ''To horror!'' -posypała się lawina krytyk. - Musieliśmy się poddać - przyznaje Beata Ryczkowska, dyrektor programowy Canal+ i Cyfry+
Wayne: ''Hande hoch!''
Powszechny dubbing w telewizji nie ma w Polsce szans. Po części to uraz z lat 80., kiedy Winnetou, Sylvester Stallone, ale i John Wayne wyrzucali z siebie ''Halt'' i ''Hande hoch'' - na rynek wideo trafiały bowiem najczęściej niemieckojęzyczne wersje amerykańskich filmów. Polacy przyzwyczajeni są też do dubbingowej bylejakości - w telewizyjnym pośpiechu nie ma czasu na mistrzowskie głosowe kreacje, jakie w zamierzchłych czasach w dubbingowanych serialach tworzyli Aleksandra Śląska (''Elżbieta, królowa Anglii'') i Stanisław Brejdygant (''Ja, Klaudiusz'').
We Francji czy w Niemczech dubbing funkcjonuje w telewizji, ale i kinach - widzowie są do niego przyzwyczajeni, a opracowanie filmów jest tańsze. W Polsce kultury dubbingowej nie ma - bliżej nam do Szwecji czy Holandii, gdzie większość obcojęzycznych filmów (i w kinach, i w telewizji) emituje się z napisami. Tym bardziej że nasza sympatia do napisów rośnie. Jeszcze dziewięć lat temu (sondaż SMG/KRC) akceptowało je zaledwie 8 procent badanych, a w 2003 roku (sondaż Pentoru) - 25 procent.
To zasługa kin, płyt DVD, które umożliwiają oglądanie filmów z polskim tekstem, oraz Internetu (tu pirackim produkcjom towarzyszy rynek pirackich tłumaczeń i napisów). Niemałą rolę odegrał też Canal+, który znów - jak w przypadku dubbingu - wyszedł przed szereg. Po starcie cyfrowej platformy był pierwszą stacją, która dała widzom wybór: filmy mogą oglądać albo w wersji oryginalnej, albo z napisami, albo z lektorem. Tak zwane podpisane poniedziałki uruchomiło też HBO. - Domagali się tego widzowie - przyznaje Agnieszka Niburska z HBO. - Już teraz abonenci Cyfry+ i ''kablówek'' Aster mogą wybierać między wersją z lektorem lub oryginalną.
Według zwolenników napisów z nowej drogi nie da się zawrócić. Krytycy twierdzą, że w Polsce napisy nigdy się nie przyjmą. - Polskiego widza można określić krótko: ''telesłuchacz'' - uważa Wojciech Graf. - Niby patrzy w ekran, ale lubi jednocześnie poczytać gazetę, wyjść do kuchni. Bez lektora zginie.
-
- Pierwszy mikrofon
- Posty: 356
- Rejestracja: 3 lut 2012, o 14:52
- Lokalizacja: Katowice
Re: Koniec ery lektorów
"uraz z lat 80., kiedy Winnetou, Sylvester Stallone, ale i John Wayne wyrzucali z siebie ''Halt'' i ''Hande hoch'' - na rynek wideo trafiały bowiem najczęściej niemieckojęzyczne wersje amerykańskich filmów."
Stallone, Wayne - tu rozumiem o co chodzi. Ale Winnetou??? Przecież aktor nazywał się Pierre Brice i był Francuzem (a dokładniej: Bretończykiem). Był członkiem wielonarodowej ekipy aktorskiej, która potem na ekranie szprechała po niemiecku (znaczy się: owszem, był to od samego początku niemiecki dubbing!). Amerykańskie kino niewiele miało wspólnego z filmami według Karola Maya.
Pomijam już to, że autor artykułu chyba zalicza się do grupy wiekowej absolutnie nie pamiętającej kinowych projekcji filmów o Winnetou (lata 60. i początek 70.). Jest zatem jednym z tych, którzy niemiecko-jugosłowiańskie produkcje oglądali po raz pierwszy dopiero w latach 80., na VHS-ach, z językiem niemieckim w tle i polskim lektorem na wierzchu. Szkoda, wielka szkoda! Bo tutaj akurat polski DUBBING KINOWY BYŁ JEDYNĄ SKUTECZNĄ ODTRUTKĄ na tych Amerykanów krzyczących "Halt!" i "Hände hoch!"
Stallone, Wayne - tu rozumiem o co chodzi. Ale Winnetou??? Przecież aktor nazywał się Pierre Brice i był Francuzem (a dokładniej: Bretończykiem). Był członkiem wielonarodowej ekipy aktorskiej, która potem na ekranie szprechała po niemiecku (znaczy się: owszem, był to od samego początku niemiecki dubbing!). Amerykańskie kino niewiele miało wspólnego z filmami według Karola Maya.
Pomijam już to, że autor artykułu chyba zalicza się do grupy wiekowej absolutnie nie pamiętającej kinowych projekcji filmów o Winnetou (lata 60. i początek 70.). Jest zatem jednym z tych, którzy niemiecko-jugosłowiańskie produkcje oglądali po raz pierwszy dopiero w latach 80., na VHS-ach, z językiem niemieckim w tle i polskim lektorem na wierzchu. Szkoda, wielka szkoda! Bo tutaj akurat polski DUBBING KINOWY BYŁ JEDYNĄ SKUTECZNĄ ODTRUTKĄ na tych Amerykanów krzyczących "Halt!" i "Hände hoch!"
Re: Koniec ery lektorów
Mnie się wydaje, że wszystko jest kwestią percepcji - punktu widzenia. Niemca Winnetou krzyczący "Halt!" prawdopodobnie nie razi tak, jak razi Polaka - po prostu słyszy swoją mowę i tyle. Oglądanie filmów zagranicznych zdubbingowanych na inny język to katorga, ale polski dub nigdy jakoś mnie nie raził, nawet w starszych produkcjach (oczywiście zakładając, że był dobrze zrobiony).
-
- Poziom: fandubber
- Posty: 833
- Rejestracja: 15 gru 2011, o 01:52
Re: Koniec ery lektorów
To chyba oczywiste, że Polaka polski dubbing będzie mniej raził niż np. Niemca. Na tej samej zasadzie Stallone gadający po czesku brzmi dla nas śmiesznie, a dla Czechów już nie.
-
- Pierwszy mikrofon
- Posty: 356
- Rejestracja: 3 lut 2012, o 14:52
- Lokalizacja: Katowice
Koniec ery lektorów?
"Niemca Winnetou krzyczący "Halt!" prawdopodobnie nie razi tak, jak razi Polaka - po prostu słyszy swoją mowę i tyle. Oglądanie filmów zagranicznych zdubbingowanych na inny język to katorga, ale polski dub nigdy jakoś mnie nie raził"
No to raczej jesteś wśród Polaków wyjątkiem.
Jeśli wierzyć temu, co się czyta na różnych Filmwebach, typowy Polak bez protestu przyjmie północnoamerykańskiego kowboja albo Indianina wypowiadającego swe kwestie po niemiecku, italiańsku albo kastylijsku, byle owe słowa zostały częściowo zagłuszone przez pana Borowca albo pana Olejniczaka. Tenże sam typowy Polak głośno zaprotestuje, gdy usłyszy szeryfa albo wodza Apaczów wypowiadających słowa "Stój! ręce do góry!" głosem polskiego aktora, po polsku, bez pomocy żadnego lektora; dopiero takie coś wyraźnie obniża wartość filmu w oczach i uszach przeciętnego polskiego widza. Cóż, Polska być dziwna kraja!
Na wszystkich możliwych forach: politycznych, biznesowych etc mnóstwo Polaków dzień w dzień wiesza psy na swoim ojczystym kraju, na wszystkich jego przedstawicielach, absolutnie wszystkich decyzjach u nas podejmowanych, jako też rozwiązaniach dotyczących: transportu / prywatyzacji / innowacyjności / wymiaru sprawiedliwości / obronności / socjalu / sportu / edukacji / służby zdrowia (nic nie skreślać). Absolutnie nic, co obowiązuje nad Wisłą - z samej definicji nie umywa się do tego, co w Niemczech, w Skandynawii, na Wyspach albo nawet w dalekich Chinach. Podobno tylko tam znajdziemy wzory do naśladowania.
Ale jak przyjdzie do pokazywania obcojęzycznych filmów, to większość Polaków chciałaby całemu światu narzucić polskiego lektora. A jeśli nie całej reszcie świata - to choćby kinomanom chadzającym jeszcze do kin w Polsce (to nie żart, naprawdę wyrazy zdziwienia, że w kinie nie było lektora - trafiają się).
No to raczej jesteś wśród Polaków wyjątkiem.
Jeśli wierzyć temu, co się czyta na różnych Filmwebach, typowy Polak bez protestu przyjmie północnoamerykańskiego kowboja albo Indianina wypowiadającego swe kwestie po niemiecku, italiańsku albo kastylijsku, byle owe słowa zostały częściowo zagłuszone przez pana Borowca albo pana Olejniczaka. Tenże sam typowy Polak głośno zaprotestuje, gdy usłyszy szeryfa albo wodza Apaczów wypowiadających słowa "Stój! ręce do góry!" głosem polskiego aktora, po polsku, bez pomocy żadnego lektora; dopiero takie coś wyraźnie obniża wartość filmu w oczach i uszach przeciętnego polskiego widza. Cóż, Polska być dziwna kraja!
Na wszystkich możliwych forach: politycznych, biznesowych etc mnóstwo Polaków dzień w dzień wiesza psy na swoim ojczystym kraju, na wszystkich jego przedstawicielach, absolutnie wszystkich decyzjach u nas podejmowanych, jako też rozwiązaniach dotyczących: transportu / prywatyzacji / innowacyjności / wymiaru sprawiedliwości / obronności / socjalu / sportu / edukacji / służby zdrowia (nic nie skreślać). Absolutnie nic, co obowiązuje nad Wisłą - z samej definicji nie umywa się do tego, co w Niemczech, w Skandynawii, na Wyspach albo nawet w dalekich Chinach. Podobno tylko tam znajdziemy wzory do naśladowania.
Ale jak przyjdzie do pokazywania obcojęzycznych filmów, to większość Polaków chciałaby całemu światu narzucić polskiego lektora. A jeśli nie całej reszcie świata - to choćby kinomanom chadzającym jeszcze do kin w Polsce (to nie żart, naprawdę wyrazy zdziwienia, że w kinie nie było lektora - trafiają się).
-
- Pierwsza duża rola
- Posty: 2268
- Rejestracja: 15 gru 2011, o 02:50
Re: Koniec ery lektorów
. Tak jak my wszyscy na tym forum .Film_Polski pisze:No to raczej jesteś wśród Polaków wyjątkiem.
. Dokładnie jest tak jak piszesz , nie raz na Filmwebie czytałem jak to niemiecki dubbing jest lepszy i robiony bardziej poważnie a tymczasem wiele polskich dubbingów brzmi lepiej niż ten naszych zachodnich sąsiadów.Film_Polski pisze:typowy Polak bez protestu przyjmie północnoamerykańskiego kowboja albo Indianina wypowiadającego swe kwestie po niemiecku,
Re: Koniec ery lektorów
Pamiętam jak kiedyś zrobiłem sobie maraton filmów z serii "Godzilla" i wiele produkcji było opatrzonych włoskim dubbingiem, który nie dało się oglądać. Dlatego mając do wyboru zagraniczny dubbing i wersję z polskim lektorem wybierałem drugą opcję.misiek73169 napisał(a):
nie raz na Filmwebie czytałem jak to niemiecki dubbing jest lepszy i robiony bardziej poważnie a tymczasem wiele polskich dubbingów brzmi lepiej niż ten naszych zachodnich sąsiadów.
Co do lektorów to moim zdaniem największy wpływ na tę formę tłumaczenia miały kasety VHS. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych wiele filmów było wydawane na tych właśnie nośnikach. Wtedy każdy kto znał języki obce mógł sobie "przeczytać" film i w tym okresie wykrystalizowało się na kilku znanych lektorów jak np: Maciej Gudowski, Tomasz Knapik czy Lucjan Szołajski. Z kaset video trafili do telewizji a później na płyty dvd. Jednak niektórym się zmarło(wspomniany Szołajski oraz Gajewski, Rosołowski i Suzin) a niektórym zostało kilka lat do emerytury. To prawda, że na miejsce Gudowskiego czy Knapika pojawią się inni, ale na szczęście widzowie darzą ich mniejszą sympatią od tych, których słuchali kiedyś na kasetach VHS. Na filmwebie spotkałem się z negatywnymi opiniami na temat Macieja Szklarza, Jacka Szobieszczańskiego, Bożydara Murgana czy Tomasza Śliwińskiego. Kto wie, może widzom nie spodobają się głosy nowych lektorów i będą wybierać polski dubbing zamiast szeptanki. Mało prawdopodobne, ale możliwe.
Nawet głupstwo jest niebezpieczne w rękach głupca.
Ursula K. Le Guin – Czarnoksiężnik z Archipelagu
Ursula K. Le Guin – Czarnoksiężnik z Archipelagu
Re: Koniec ery lektorów
Na razie wszystko przed nami. A Szołajski czy Knapik czytali już w latach 60-tych (gdy jeszcze nie było VHS-ów), a Gudowski w latach 80-tych. W ramach ciekawostki podam, że to właśnie Szołajski wykreował Gudowskiego na lektora jeszcze w czasach, gdy Gudowski był ''opierzonym'' spikerem Programu III Polskiego Radia, gdzie miłośnicy szeptanki nazywają Gudowskiego ''drugim Szołajskim''.
Re: Koniec ery lektorów
Nie do końca prawda. Szeptanka istnieje w Polsce od lat 50. czy 60. – za komuny była tolerowana jako jedna z opcji podczas emisji filmów w telewizji. Lektorzy zyskali na znaczeniu pod koniec lat 80. i na początku 90., ale też niekoniecznie przez wideokasety, a również przez nowe telewizje, które się wtedy pojawiły w Polsce, a które – w przeciwieństwie do TVP – nie stosowały dubbingu, bo po co, skoro mogły j*bnąć Knapika? Na początku lat 90. przestano stosować dubbing do rzeczy innych niż bajki/filmy familijne, przez co pokoleniu urodzonym w drugiej połowie lat 80. i na początku 90. wydaje się, że dubbing stosuje się tylko do bajek, bo gdy byli młodzi, to dubbing był tylko w tym. Teraz to pokolenie drze japę w Internecie, jak dubbingują Hobbity czy Iron Many, bo to nie jest bajka, więc dubbingu nie powinno być, a starszym to zapewne bez różnicy, bo z zamierzchłych czasów pamiętają jeszcze, jak dubbingowano w Polsce Shakespeare’a, Klaudiusza czy Dwunastu gniewnych ludzi.Wiencor pisze:Co do lektorów to moim zdaniem największy wpływ na tę formę tłumaczenia miały kasety VHS. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych wiele filmów było wydawane na tych właśnie nośnikach. Wtedy każdy kto znał języki obce mógł sobie "przeczytać" film i w tym okresie wykrystalizowało się na kilku znanych lektorów
Hey hey let’s go 喧嘩する
大切な物をprotect my balls
僕が悪いso let’s fighting
Let’s fighting love
Let’s fighting love
大切な物をprotect my balls
僕が悪いso let’s fighting
Let’s fighting love
Let’s fighting love
Re: Koniec ery lektorów
"Niemca Winnetou krzyczący >>Halt!<< prawdopodobnie nie razi tak, jak razi Polaka - po prostu słyszy swoją mowę i tyle."
Akurat filmy o Winnetou były kręcone po niemiecku.
Akurat filmy o Winnetou były kręcone po niemiecku.